Większość imprez kulinarnych w Łodzi jakoś mi umyka, albo nie mam czasu, albo jestem niedoinformowana, albo nie mam z kim się przejść. Tym razem mój mąż wyraził chęć, aby mi towarzyszyć w smakowaniu dań w łódzkich restauracjach. Ale zacznijmy od początku. Co to jest Festiwal Dobrego Smaku? Z czym to się je? Jest to festiwal odbywający się w Łodzi już od 10 lat, gdzie do konkursu o najlepszą potrawę startują liczne restauracje i do konkursu o najlepszy deser kawiarnie i cukiernie. Dania konkursowe kosztują 10 złotych, a desery 7 złotych. Zatem za niewielką cenę można spróbować coś nowego. Wiele dobrego, bo jednym daniem na pewno się nie najemy, z uwagi na cenę porcje nie są zbyt duże, ale to ma nas właśnie też zachęcać do spróbowania większej liczby propozycji.
Na pewno żałuję, że nie zaczęłam degustacji już w pierwszym dniu trwania imprezy, czyli w czwartek. W dni powszednie na pewno w restauracjach konkursowych był mniejszy ścisk i lepsza atmosfera – bo niestety dzisiaj (niedziela) było już widać po obsłudze zmęczenie i rozdrażnienie. Chciałam spróbować przepiórki w płatkach róży w Titi, czy polędwiczki wieprzowej na zapiekance ziemniaczanej w Amarancie, ale niestety w tej pierwszej była długa kolejka przy wejściu, a w drugiej dowiedziałam się, że na danie konkursowe trzeba czekać około godziny. Wcale się nie dziwię, bo zainteresowanie festiwalem było ogromne. Mam nauczkę na przyszły rok, żeby zacząć smakowanie już pierwszego dnia.
Nie znaczy to jednak, że obeszłam się ze smakiem. W sobotę odwiedziliśmy z mężem Street Art Deluxe na rynku Manufaktury. Zjadłam proponowany przez restaurację filet z pstrąga w zielonej panierce z młodymi ziemniakami i zielonymi warzywami. Sposób podania odbiegał nieco od zdjęcia zamieszczonego przez lokal, ale nie zmienia to faktu, że danie było przepyszne. Uwielbiam ryby i nigdy nie jadłam tak dobrego pstrąga – soczystego, nie wysuszonego, bez chociażby jednej ości. Sos miał słodko-kwaśny smak. Warzywa były al dente tak jak lubię – znalazłam wśród nich kawałek karczocha, szparagi i marynowaną cebulkę. Młode, pieczone ziemniaczki też niczego sobie! Później żałowałam, że nie poprosiłam drugie porcji. Mój mąż zamówił sobie poliki wołowe w sosie porto z ziemniaczanym puree chrzanowym i warzywami. I to danie było równie dobre – wołowina rozpływała się w ustach. Obydwoje wiemy, że na pewno wrócimy tutaj po więcej 🙂
Dzisiaj odwiedziliśmy Deseo Tapas Bar (Piotrkowska 60) – lokal umiejscowiony w podwórku, więc nie był aż tak dzisiaj oblegany. Znalazł się na mojej liście restauracji konkursowych do odwiedzenia z uwagi na danie rybne – Karmelowy przypływ – pieczony łosoś z ziemniaczanym puree i sałatką z buraka. Podanie było całkiem niezłe, chociaż też odbiegało od zdjęcia nadesłanego przez restaurację. Niemniej jednak bardzo mi smakowało – łosoś upieczony z karmelem, puree z chrzanem, łódeczki cykorii z sałatką buraczkową bardzo dobrze się ze sobą komponowały, szczególnie w towarzystwie octu balsamicznego i bazylii. Mój małżonek znów się wyłamał i wziął danie z karty: tortilla de salchicha, czyli omlet z chorizo – jak zwykle jego wybór okazał się strzałem w dziesiątkę – puszysty omlet i plastry oryginalnego chorizo z dwoma sosami tworzyły zgrany duet. Przestudiowałam sobie menu i już wiem, że wrócę tu na paellę czy różnego rodzaju tapas: patatas bravas, berenjena con almendras (bakłażan w migdałach) czy tradycyjną tortilla de patatas. Lokal jest dość mały, dlatego przy większej liczbie osób zrobiło się w nim jak w ulu, ale można by rzec, że takie jest też jego założenie, aby oddać klimat prawdziwego gwarnego hiszpańskiego tapas baru. Obsługa miała na sobie koszulki z numerem sms, na jaki można zagłosować na ich danie konkursowe – super pomysł!
Ostatnim przystankiem była Breadnia (Piotrkowska 86). Tam serwowano Polowanie na Czerwony Październik – czyli zupę gulaszową z wołowiną, ziemniakami, kładzionymi kluskami, papryką i innymi warzywami. Na pewno się nią najadłam do syta, podano ją z pyszną świeżutką bułeczką. Ale czy mnie zachwyciła? Nie. Była nieco za ostra i nie pasowała do upalnej pogody. Swoiste połączenie lecza i boeuf bourguignon, nieco za ostre jak na mój gust. Jednak i tutaj zainteresowały mnie inne dania, więc wrócę tu na pewno, aby przyjrzeć się ich codziennej kuchni. Niewątpliwym atutem wydaje się być miła i bardzo reaktywna obsługa.
Pozostałe dania konkursowe możecie zobaczyć w tym artykule. Imprezie towarzyszyły liczne wydarzenia na rynku Manufaktury oraz seanse filmowe z jedzeniem w tle w Wytwórni. Za rok na pewno wezmę jeszcze aktywniejszy udział w festiwalu – szkoda, że jest on tylko raz w roku, bo na pewno ożywiłby i Piotrkowską i podbudował budżet niejednego lokalu gastronomicznego w Łodzi. A kto wygrał w tym roku? Sprawdźcie na stronie wydarzenia.
To musiała być świetna impreza!