Kochani!
W ten weekend spontanicznie podjęliśmy decyzję, że w sobotę zamiast obiadu w domu będzie grillowanie u teściów pod Łodzią. Rano zrobiliśmy więc małe zakupsy na Górniaku i pojechaliśmy na wieś. Wtedy okazało się, że mięso, które kupiliśmy jest nieco nieświeże. Normalnie pojechalibyśmy je zwrócić, ale po pierwsze nie mieliśmy paragonu, a po drugie rynek już był pewnie zamknięty, gdy się zorientowaliśmy w sprawie. Niestety mięso trzeba było wyrzucić, ale nie zniechęciło nas to i mąż pojechał po kolejną porcję, tym razem do hipermarketu. Stamtąd przywiózł wszystko świeżutkie. I chyba w ten sposób zmienię zdanie o kupowaniu mięsa, a przynajmniej drobiowego z marketu, bo kurczaki są też tam mniej wyrośnięte. Jeśli na rynku, to tylko w sprawdzonym miejscu na Czerwonym Rynku na zewnątrz hali, bo tam naprawdę nigdy się na nacięłam. Mam nadzieję, że mimo wszystko, pomimo tego mało apetycznego wstępu, przeczytacie resztę wpisu. Przechodząc zatem do bardziej przyjemnych tematów – grill się udał! Były skrzydełka na ostro (oczywiście dla mojego męża za mało pikantne), ziemniaczki pieczone w folii, kukurydza z rusztu (odkrycie z wakacji) oraz kolorowe szaszłyki. Wszystkim smakowało. Dodatkami do mięsa kurczaka były pomidorki paprykowe, papryka w różnych kolorach oraz cukinia. Podałam je wraz z sosem tzatziki. Szaszłyki zachęcały do zjedzenia swoimi kolorami i wyróżniało je to, że były lekkie i niskokaloryczne. Czyli w sam, gdy chce się zgubić parę kilo 😉 A niestety muszę teraz nad tym trochę popracować, bo przybyło mi tu i ówdzie i nie czuję się z tym najlepiej. Zatem spodziewajcie się raczej lekkich dań na blogu. Wykluczam teraz z jadłospisu ciasta i inne słodycze, nie piję napojów słodzonych. A i koniecznie muszę znaleźć czas na nieco więcej ruchu, bo jak widać 2-godzinne spacery z moim bobasem i ganianie go po całym domu większość dnia są niewystarczające.
(więcej…)