Posts Tagged ‘Włochy’

Linguine z pulpecikami nadziewanymi mozzarellą w sosie pomidorowym

poniedziałek, 17 listopada, 2014

W ramach konkursu „Menu Italiano u Domi w kuchni” (który niestety kończy się już dziś) przygotowałam makaron linguine z pulpecikami nadziewanymi mozzarellą w sosie pomidorowym. Włosi uwielbiają makarony i sos pomidorowy. A te pulpeciki z miękkim serowym wnętrzem na pewno skradłyby serce każdego Włocha! Do tego kieliszek dobrego wytrawnego wina i czułby się jak u siebie w domu.

 

2014-11-17_Linguine_z_pulpecikami_nadziwanymi_mozzarella

 

LINGUINE Z PULPECIKAMI NADZIEWANYMI MOZZARELLĄ W SOSIE POMIDOROWYM

Składniki na 3 porcje:

180 g makaronu linguine pełnoziarnistego

oliwa z oliwek do smażenia

Pulpeciki:

300 g mięsa mielonego z indyka

50 g bułki tartej

100 ml mleka

1 jajko

½ łyżeczki soli

½ łyżeczki pieprzu

¼ łyżeczki tymianku

½ kulki mozzarelli

Sos:

1 cebula

1 ząbek czosnku

1 łyżeczka bazylii

1 łyżeczka oregano

400 ml przecieru pomidorowego

+ twardy ser w typie parmezanu do posypania dania

 

1. Najpierw przygotować pulpeciki. Bułkę tartą zalać ok. 100 ml mleka, poczekać aż wchłonie je całe. Następnie wymieszać bułkę z mięsem, jajkiem i przyprawami. Formować pulpeciki (powinno ich wyjść 10), wkładając do środka kawałek mozzarelli. Smażyć pulpety z każdej strony na złocisto.

2. W międzyczasie rozgrzać w szerokim garnku oliwę (taka ilość, aby pokryć dno) i podsmażyć na niej posiekaną cebulę i czosnek. Dodać zioła, smażyć jeszcze chwilę. Wlać przecier pomidorowy, zagotować. Wrzucić do sosu podsmażone pulpeciki i gotować na wolnym ogniu około 15 minut.

3. Ugotować makaron al dente w osolonej wodzie z dodatkiem oliwy. Odcedzić.

4. Rozłożyć porcje makaronu na talerze. Na wierzchu układać 3-4 pulpeciki. Polać wszystko sosem i posypać tartym serem.

 

Buon appetito! A jutro zapraszam na kolejny przepis kuchni skandynawskiej 🙂

Mini focaccie z marynowaną papryką i oliwkami

piątek, 8 lutego, 2013

Od początku stycznia chodzę na zajęcia łucznictwa tradycyjnego. Najpierw był kurs, a teraz treningi i po mału turnieje. Choć  mam wiele pracy przed sobą, to łucznictwo daje mi wielką satysfakcję. Zapisałam się razem z mężem, który 7 lat trenował łucznictwo sportowe (klasyczne) i teraz mamy pierwsze wspólne hobby 🙂 Zajęcia odbywają się w hali Mosir w Zgierzu, a więcej o Łódzkim Klubie Łucznictwa Tradycyjnego możecie przeczytać na stronie Camelot i stronie ŁKTŁ na FB.

A skąd taki wstęp? Na każde sobotnie zajęcia staram się przygotować jakieś małe przekąski – zazwyczaj słodkie muffiny, a w ostatnią sobotę zrobiłam coś wytrawnego – mini focaccie.

 

2013-02-07_focaccie1

 

Składniki:

600 g mąki

2 opakowania drożdży instant

1 łyżeczka cukru

1 łyżeczka soli

1 i 3/4 szklanki letniej wody

5 łyżek oleju Kujawskiego z bazylią

1 słoik papryki marynowanej

100 g czarnych oliwek

1 łyżeczka rozmarynu

sól morska

 

1. Drożdże mieszamy z 3/4 szklanki wody i łyżeczką cukru. Czekamy aż podwoją swoją objętość.

2. Mąkę przesiewamy, mieszamy z solą. Następnie dodajemy wodę i drożdże. Wyrabiamy. Na końcu dodajemy 2 łyżki oleju Kujawskiego z bazylią. Wyrabiamy elastyczne ciasto.

3. Zostawiamy ciasto do wyrośnięcia na blacie wysmarowanym olejem na ok. 1 godzinę.

4. Dzielimy ciasto na 12-16 równych części (w zależności jak duże chcemy uzyskać focaccie).

5. Formujemy placki o grubości około 1 cm i kładziemy na blachach wyłożonych papierem do pieczenia i wysmarowanych olejem.

6. Pozostawiamy do wyrośnięcia na ok. 30 minut. W tym czasie rozgrzewamy piekarnik do 200°C.

7. Paprykę kroimy na małe paseczki, oliwki w krążki.

8. Na każdej focacci układamy porcje papryki i oliwek. Posypujemy solą i rozmarynem oraz skrapiamy olejem Kujawski z bazylią.

 

2013-02-07_focaccie2

 

To już mój drugi przepis, który bierze udział w zabawie kulinarnej “Kujawski ze Smakiem” pod patronatem serwisu ZPierwszegoTloczenia.pl, którego sponsorem są ZT Kruszwica S.A. producent linii Kujawski ze Smakiem. Po więcej szczegółów zapraszam na blog Majanowe pieczenie.

 

Marcello Magdy Gessler w Łodzi

poniedziałek, 13 lutego, 2012

Update: Restauracji już nie ma.

Wczoraj byliśmy z mężem na obiedzie Walentynkowym we włoskiej restauracji Marcello Magdy Gessler w Łodzi. Moje wrażenia oceniam na 7/10. Restauracja, podobnie jak Polka i MG Eat znajdują się na terenie Manufaktury i zostały otwarte 3 m-ce temu. Gdy mój małżonek poprosił mnie o wybranie lokalu – od razu pomyślałam o Marcello. Uwielbiam włoską kuchnię i bardzo lubię postać Magdy Gessler. Tym bardziej przekonałam się do słuszności swojego wyboru, gdy po wejściu na stronę restauracji zauważyłam, że przygotowano specjalne menu na Walentynki, gdzie “Nic nie dzieje się przez przypadek…”. Zarezerwowaliśmy więc stolik dla dwóch osób. Co prawda początkowo na sobotni wieczór, ale przygody z samochodem i wymarznięcie z tym związane uniemożliwiły nam wizytę w restauracji w tym terminie. Nie było żadnego problemu z przełożeniem rezerwacji. Pani zajmująca się rezerwacjami ma niezwykle miły i ciepły głos.

W niedzielę, gdy już w miarę doszliśmy do siebie, po sobotnim przemarznięciu… pojechaliśmy do Marcello. Przy wejściu powitano nas i zaprowadzono do naszego stolika. Pierwsze nasze wrażenie… chłód i brak kameralności. Został nam przydzielony stolik na środku niezbyt dużej sali restauracyjnej. Odległość między stolikami nie była większa niż 1 m… Dla takich niezbyt częstych bywalców restauracyjnych, jak my było to nieco krępujące. Jak tylko kelner przyniósł nam menu zapytaliśmy się, czy możemy zmienić stolik…odpowiedział, że wszystko ustala Pani od rezerwacji i że jeśli dostaliśmy ten stolik to widocznie tak ma być…Zrezygnowaliśmy z rozmowy z Panią od rezerwacji…

Zastanowiliśmy się nad wyborem dań i dość szybko pojawił się kelner…ale już inny. Zamówiliśmy zupę szafranową z owocami morza z oferty Walentynkowej i od razu II danie: dla mnie ossobuco, dla męża stek wołowy w oćcie balsamicznym. Jako dodatki wzięliśmy grillowane warzywa z miętą i ziemniaczki pieczone. Do tego po kieliszku wina.

Na zupkę czekaliśmy króciutko. Była wprost przepyszna! Miała piękny żółto-pomarańczowy szafranowy kolor i była oryginalnie ozdobiona mulami.

Na drugie danie czekaliśmy dość długo. W tym czasie rozejrzałam się nieco po sali. Wnętrze restauracji udekorowane jest zdjęciami gwiazd kina włoskiego: najwięcej widziałam tam fotografii Sofii Loren. Nazwa lokalu pochodzi od imienia Marcello Mastroianniego – innej gwiazdy kina włoskiego i światowego. Jego zdjęcia również wiszą na każdej ścianie. Kolory dominujące to biel i niebieski, taki marynarski klimat. Jednak moim zdaniem pomieszczenie jest zbyt zimne. Włochy kojarzą mi się z ciepłem, uśmiechem, kolorem, tutaj tego brakuje. I niestety jest też bardzo zimno w sensie dosłownym. Mi podczas obiadu skostniały ręce.

Danie główne podała nam Pani ubrana zupełnie inaczej niż pozostała część obsługi, więc myślę, że była to pani menadżer. Przypomnieliśmy od razu, że do dań mięsnych zamówiliśmy dodatki. Pani nieco zdziwiona zapewniła nas, że zaraz je otrzymamy. Dostaliśmy je, gdy byliśmy już w połowie ossobuco i steku… Pani nas bardzo przepraszała. Niestety było widać, że dodatki zostały przygotowane w pośpiechu. Ziemniaki pieczone, jakie jadł mój mąż były niedopieczone i słabo przyprawione, warzywa twarde. Za to moje ossobuco, to było istne niebo w gębie. Ossobuco – gicz cielęca pieczona w sosie ze świeżych warzyw i ziół z dodatkiem białego wina. Tyle naczytałam się na blogach koleżanek z Włoch o tym daniu, że musiałam spróbować. I mięso rzeczywiście rozpływało się w ustach… A sos był nieziemski: gładki z kawałkami cebuli i czosnku i wyraźnym aromatem ziół i białego wina. Rewelacja! Od razu zrobiło mi się cieplej – także na serduchu 😉 Mój mąż stwierdził, że mam wielkiego banana na twarzy 😛

Jego stek był dobry, ale mocno krwisty. Szkoda, że kelner nie zapytał się jaki ma być… Za to dodatek octu balsamicznego i czekolady był strzałem w dziesiątkę!

Pokrzepieni tym zacnym posiłkiem, zdecydowaliśmy się jeszcze na desery z oferty Walentynkowej. Ja wzięłam lody waniliowe w ciepłym sosie malinowym a mąż mus z Baileysa. Obydwa były smaczne, aczkolwiek nie powalające.

Podsumowując, byliśmy zadowoleni, niemniej jednak spodziewaliśmy się czegoś więcej. Jedzenie ogólnie było bardzo dobre, zupę szafranową i ossobuco zapamiętamy na bardzo długo. Lokal jest mało kameralny, pewnie z uwagi na fakt, że nie jest zbyt duży (stąd bliskie ustawienie stolików) i w dzień jest w nim bardzo dużo światła z uwagi na okna w suficie. Obsługa jest też nieco zmrożona. A ceny są stanowczo zbyt wysokie, jak na łódzkie realia. Trzeba nadmienić, że do rachunku jest od razu doliczony napiwek w wysokości 10%.

Jestem ciekawa smaku innych dań, więc może kiedyś wrócę.

Sola z caponatą

niedziela, 6 listopada, 2011

W ramach akcji Viva Italia! organizowanej na Durszlaku przez Makro dodałam już 5 przepisów (focaccia, grzanki, zupa cytrynowa,  pasticcio oraz placek drożdżowy z winogronami), ale wśród nich nie pojawiło się jeszcze secondi piatti, czyli drugie danie. Mój udział w konkursie byłby niepełny bez dania głównego – postanowiłam przygotować coś specjalnego. Pamiętacie pewnie, że jakiś czas temu robiłam sycylijską caponatę. Ugotowałam jej wtedy naprawdę dużo. To co zostało włożyłam w słoiki. No i teraz była jak znalazł. Kupiłam rybkę, posmarowałam ją pesto z bazylii i czosnku. Po upieczeniu podałam z podgrzaną caponatą. Było pysznie!

 

 

Składniki na 2 porcje:

2 filety z soli

świeża bazylia

ząbek czosnku

3 łyżki oliwy

łyżeczka soli morskiej

caponata

 

Filety odmrażamy, następnie układamy w naczyniu żaroodpornym posmarowanym oliwą z oliwek. W mikserze robimy pastę z bazylii, czosnku, soli i oliwy. Smarujemy nią wierzch ryby.

 

 

Pieczemy rybę w temperaturze 180° C przez 30 minut. Pod koniec pieczenia wykładamy na wierzch soli kilka łyżek caponaty. Jak zrobić caponatę przeczytacie klikając na link zamieszczony w składnikach.

 

 

To moje ostatnie danie w ramach akcji Viva Italia! – kategoria 3. secondi piatti. Akcja kończy się już jutro i powiem Wam, że będzie mi brakować włoskiego gotowania. Uwielbiam kuchnię Italii!

 

 

Sola z włoską caponatą świetnie pasuje także do akcji Bogusi “Kuchnie Świata…od-kuchni”

 

Focaccia z pomidorkami i oliwkami

piątek, 4 listopada, 2011

Focaccia to rodzaj włoskiego pieczywa. Taka jakby pizza, ale bez sera i pasty pomidorowej, za to z solą morską, ziołami, oliwą i apetycznymi dodatkami takimi jak pomidory czy oliwki. W mojej focacci w roli głównej wystąpiły pomidorki koktajlowe i czarne oliwki.

 

 

Składniki:

20 g drożdży

2 szklanki wody

1/4 szklanki oliwy + 1 łyżka do posmarowania blachy

0,8 kg mąki

łyżeczka soli

po 1/2 łyżeczki rozmarynu, bazylii i oregano

kilka pomidorków koktajlowych

kilkanaście czarnych oliwek

sól morska


Rozprowadzamy drożdże w niewielkiej ilości wody. Następnie dolewamy pozostałą wodę, wsypujemy mąkę, sól i przyprawy. Zagniatamy ciasto, aby odchodziło od brzegów miski. Na samym końcu dodajemy oliwę z oliwek.

Ciasto układamy na blasze wysmarowanej oliwą i rozgniatamy na powierzchni całej blachy. Na wierzchu układamy oliwki i pokrojone na połówki lub w ćwiartki pomidorki. Pieczemy 30 minut w temperaturze 200° C.

 

 

Upieczoną focaccię posypujemy solą morską. Można ją jeść na ciepło lub zimno. Doskonale smakuje jako starter przed posiłkiem a także jako śniadanie czy kolacja. Włosi jedzą ją jako antipasti. Jest doskonała z odrobiną oliwy i białym winem.

 

 

Smacznego!

 

 

Moją focaccię dołączam do akcji Viva Italia! organizowanej przez Makro. Kategoria 1. Antipasti.

 

oraz akcji Bogusi “Kuchnie Świata…od kuchni”.